Lisie Sztuczki w Sercu Gór

Życie we Wrocławiu

Do Wrocławia trafiłam w związku ze studiami, częściowo pod naciskiem rodziców. Już po kilku miesiącach zaczęłam pracować w gastronomii, co dało mi duże doświadczenie i z czasem pewność, że nie chcę pracować dla nikogo, tylko na własnych warunkach – popełniać własne błędy, brać za nie odpowiedzialność i wyciągać wnioski. Po poznaniu Michała (który ma podobne podejście do pracy) postanowiliśmy razem założyć markę odzieżową – pierwsze doświadczenie robienia swojego. Biznesowo akcja totalnie nieudana, ale wiele mnie (nas) nauczyła; także tego, że nie chcemy razem pracować 😉

Przeprowadzka

Robiąc swoje, pracowaliśmy zdalnie. Mieszkanie we Wrocławiu wiązało się z dużymi kosztami, a w kontekście pracy nie przynosiło żadnych zysków. Okazało się, że oboje wolimy mieszkać z dala od zgiełku miasta, Wrocław nie oferował nam nic, czego byśmy chcieli. Przeprowadziliśmy się w moje rodzinne strony, na wieś pod Jelenią Górą. Tu mieszkamy i pracujemy. Sporo czasu zajęło nam wprowadzenie rutyny, dzięki której jesteśmy efektywni zarówno w pracy, jak i w czasie wolnym – mieszkanie i praca w jednym miejscu bywają dużym wyzwaniem.

Mieszkanie na wsi

Uwielbiam picie porannej kawy mając za oknem pasmo Karkonoszy i Śnieżkę. Na wsi żyje się wolniej, trzeba też lepiej planować swoją codzienność – wyskoczenie do sklepu to nie 5 minut. W lecie zdarza mi się pracować w ogrodzie (garden office ;)), zawsze chętnie zerkam za okno, żeby oderwać się od tego, co akurat robię, choćby na chwilę. Ulubionym sposobem spędzania czasu (Michała i moim) są wycieczki po górach, które pozwalają nam naładować baterie. Podczas chodzenia wpadam na mnóstwo pomysłów. To, gdzie mieszkamy, daje nam dużo możliwość spędzania wolnego czasu dokładnie tak, jak lubimy.

Praca w domu

Wydaje mi się, że każdy, kto pracuje z domu, napotyka podobne problemy. Sporo czasu kosztowało mnie oddzielenie życia prywatnego od pracy, przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe, jeżeli spora część pracy to praca kreatywna – tego się nie da włączyć i wyłączyć. Myślę, że w tym momencie udało mi się tu osiągnąć równowagę.

 

Lisie Sztuczki

Untitled-2-04
Ruda w królestwie myszy!

Pracując w domu ciągle mam kontakt z kotami, moimi i tymi w domu tymczasowym, które od zawsze rozpieszczaliśmy na różne sposoby, również kupując zabawki. Te niestety nie podlegają żadnym regulacjom i często znajdowałam w nich niebezpieczne elementy. Poza tym, mając zawsze jakiegoś “tymczasowego kota”, kupowanie ciągle nowych zabawek nadwyrężyło nasz budżet.

Uważam, że nie ma rzeczy, której nie umiem zrobić, a są takie, których jeszcze się nie nauczyłam, więc zaczęłam sama robić zabawki dla kotów. To jest o wiele tańsze i jakie przyjemne! Po zabawkach przyszły legowiska, które szczególnie dla kotów tymczasowych dawały namiastkę czegoś własnego, bezpiecznego kąta. Każdy wyadoptowany kot dostaje swoje zabawki i legowisko.

Robiąc to uznałam, że wychodzi to nieźle, a na pewno lepiej od rzeczy ze sklepów zoologicznych. Nie mogę konkurować cenowo z masowo produkowanymi i tanimi zabawkami, więc postanowiłam je sprzedawać pod własną marką. Celuję w klientów zagranicznych (USA, Kanada), bo tamtejszy rynek produktów dla zwierząt jest o wiele bardziej rozwinięty. W Polsce zmienia się od niedawna postrzeganie zwierząt i powoli rośnie zapotrzebowanie na zabawki czy legowiska. Wydaje mi się, że stworzyłam jedną z pierwszych polskich marek specjalizujących się w tego typu produktach.

Szukając klientów hurtowych zwróciłam uwagę na różne boxy subskrypcyjne, które wtedy nie były jeszcze popularne w Polsce. Napisałam do kilku miejsc i ku mojemu (szczeremu) zdziwieniu, jeden z największych złożył zamówienie na niewyobrażalną wtedy dla mnie ilość piłeczek – 1300 sztuk! To chyba najbardziej dodało mi skrzydeł.

Lucky Fox Wool

Wiele wydarzeń w życiu zawodowym i osobistym doprowadziło do wyjazdu na Islandię. Nie chcieliśmy, żeby był to wyjazd typowo zarobkowy. Mając możliwość spędzenia kilku miesięcy w jednym z najbardziej popularnych turystycznie miejsc na świecie, połączyliśmy potrzebę szybkiego zarobku i naszą pasję turystyczną. Islandia jest bardzo inspirującym miejscem, szczególnie jeżeli chce się i ma okazję zobaczyć coś więcej niż najpopularniejsze miejsca ze zdjęć na Instagramie.

Untitled-2-09

[off top] Czy wiesz, że są biura podróży organizujące wycieczki pod hasłem “selfie marathon”? Yup. I takie, które zapewniają zabranie cię do najbardziej “instagram worthy places”. Co tam wspomnienia i przeżycia! Selfie na Insta! [koniec off topu]

Zachwycił mnie klimat tego kraju, spokój, powolność i owce. Owce są tam wszędzie! A prawie każdy Islandczyk nosi tradycyjny sweter. Są one bardzo popularne również wśród turystów i bardzo drogie, kosztując ok. 30 000 islandzkich koron, czyli ponad 1000 zł. Chciałam mieć taki sweter, ale nie chciałam wydawać na niego tyle pieniędzy, więc postanowiłam zrobić go sama. Najpierw Michałowi, oczywiście. Stwierdziłam, że skoro umiem szydełkować, to na drutach też dam radę. Z resztą, zdażyło mi się lata temu zrobić szalik czy opaskę na głowę.

Untitled-2-06
„Owce są tam wszędzie!”

Okazało się, że taki islandzki sweter bije na głowę każdą bluzę czy polar, tak przy codziennym noszeniu, jak i podczas górskich spacerów. Z pierwszego wyjazdu przywiozłam trochę wełny na kolejny sweter, który niestety się nie udał, bo kupiłam złą wełnę…

Niedługo po powrocie zachorowałam i nie mogłam długo pracować, przez co musieliśmy podjąć decyzję o kolejnym wyjeździe na Islandię. Tym razem z własnym autem, co pozwoliło nam na zwiedzenie prawie każdego kawałka Islandzkiego wybrzeża i malutkiej części Interioru.

Podczas drugiego wyjazdu znów zaczęłam robić swetry, poznałam więcej Islandczyków i osób robiących na drutach. W przerwach między pracą i wycieczkami robiłam swetry dla znajomych. Podczas obu wyjazdów Michał cały czas robił piękne zdjęcia, również z moimi swetrami. Do swetrów doszły czapki i skarpety – z potrzeby własnej. Po powrocie z drugiego wyjazdu miałam właściwie wszystko do założenia sklepu internetowego z rękodziełem z islandzkiej wełny – produkty, zdjęcia i 20 kg wełny na zapas.

Untitled-2-02
„W przerwach między pracą i wycieczkami robiłam swetry dla znajomych. Podczas obu wyjazdów Michał cały czas robił piękne zdjęcia, również z moimi swetrami.”

Wyjazdy i choroba niestety zmusiły mnie do zawieszenia działalności Lisich na prawie dwa lata. Teraz staram się prowadzić dwie marki równolegle.

Kawiarnia

Untitled-2-07
Jelonka Bistro zaprasza nie tylko na kawę 😉

Poza rękodziełem, wspólnie z Michałem prowadzę kawiarnię/bistro w Jeleniej Górze. Początkowo mieliśmy jeszcze wspólnika, jednak teraz Jelonka jest już całkiem nasza. Planujemy rozwijać się też w branży gastronomicznej – oboje mamy doświadczenie i czerpiemy z tego sporo przyjemności. Jest to też stały element pomiędzy wyjazdami, miejsce w którym pracujemy, gdy mamy taką potrzebę finansową. Pozwala nam utrzymać płynność finansową. Gastronomia jest też dla nas polem do pokazania swoich innych działań. Obecnie ściany są przestrzenią wystawową dla fotograficznych prac Michała, a w przyszłości, gdy otworzymy większy lokal, na pewno będzie tam kącik rękodzielniczy, być może z przeznaczeniem na warsztaty.

Wyzwania

Jednym z największych wyzwań dla mnie jest skupienie się na określonych działaniach. Mam masę pomysłów i pewność, że wszystkiego mogę się nauczyć. Powoduje to, że ciężko mi było określić, co chcę robić i jak ma to wyglądać. Jeden pomysł prowadził do drugiego, wszystko dla mnie miało sens, a z zewnątrz mogło wyglądać chaotycznie. Wpadam czasem we własną pułapkę.

Wydaje mi się, że już nieco to opanowałam i nie pozwalam sobie na rozdrabnianie się na mniejsze przedsięwzięcia. Wcześniej byłam też bardziej podatna na opinie innych o tym, co jeszcze powinnam zrobić, bo “na pewno się opłaci”. Teraz już wiem, że to ja wiem najlepiej, co powinnam. Nawet jeżeli podjęta decyzja okaże się nietrafiona, to będzie mój błąd i moje doświadczenie. Moje obie marki są wyjątkowe i mogę korzystać z doświadczeń innych tylko w pewnych kwestiach.

Drugim dużym wyzwaniem dla mnie są finanse. LFW to młoda marka, minie jeszcze trochę czasu zanim będzie przynosić wymierne zyski. Lisie Sztuczki przez przerwę w działaności trzeba w zasadzie budować od podstaw.

Obie marki ciągle wymagają nakładów czasu i finansów, ale wiem, że w niedalekiej przyszłości to się opłaci. Udaje mi się żyć przyzwoicie na codzień, choć brakuje oszczędności, więc pojawia się niepewność, co będzie za miesiąc, dwa, trzy – nigdy nie wiadomo.

 

Pozytywy

Najważniejsze dla mnie jest to, że sama mogę podejmować decyzje – to chyba wynika z mojego charakteru. Nikt mi nie mówi, co i jak robić. Oczywiście ważni są klienci, ale nie muszę współpracować z każdym. Nie wyznaję zasady “klient nasz pan”, ponieważ uważam, że jeżeli ktoś decyduje się na skorzystanie z mojej oferty, wie na co się pisze, ufa mi, że wiem, co robię (a wiem!). Mimo tego, że ostatnio mam niewiele dni wolnych, rzadko kiedy się spieszę, a jeżeli już, to od razu wiem, gdzie popełniłam błąd organizacyjny. Nie chcę żyć w pośpiechu, nie chcę pracować cały czas, mimo że praca sprawia mi przyjemność. Są też inne rzeczy, które chcę i lubię robić poza handmade i chcę mieć na nie czas. Od jakiegoś czasu czuję pewność, że kierunek, który obrałam, jest właściwy.

 


O AUTORCE:

Untitled-2-10

Marta Makuchowska
Pani Kierowniczka w Lisich Sztuczkach, Lucky Fox Wool oraz Jelonka Bistro.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s